Do Afryki pojechało ich dziewięcioro – poruszają się na wózkach, o kulach, niemająrąk, są niewidomi. Spędzili tam dwa tygodnie. W ciągu czterech dni wspięli się na najwyższą górę kontynentu (5895 m n.pm). Pięcioro stanęło na szczycie – 5 października. Wczoraj wyprawa wróciła do Polski.
Kiedy uśmiechnięci, z popękanymi ustami, opalonymi nosami wylądowali w Warszawie, witała ich Anna Dymna z pracownikami fundacji – w pomarańczowych koszulkach z hasłem „Każdy ma swoje Kilimandżaro”.
Maria Truszkowska, mama Piotra, który porusza się na wózku, mówiła ze łzami: – Jestem dumna z syna.
– Prawie nikt z nas nie był wcześniej aż tak wysoko – opowiadał wczoraj Krzysztof Głombowicz, dziennikarz TVP i uczestnik paraolimpiad. Porusza się o kulach, bo chorował na chorobę Heinego-Medina.
Nie udało mu się stanąć na samej górze – ale z trójką innych jeżdżących na wózkach uczestników wyprawy dotarł na wysokość 5200 m. – Nie chodziło o szczyt, ale o drogę na niego. Chcieliśmy
pokazać, że warto wyjść z domu i spró
bować znaleźć swoje Kilimandżaro.
Podróżnicy przywieźli Annie Dymnej, szefowej fundacji i inicjatorce wyprawy, kamyk ze szczytu Kilimandżaro. – W tym kamieniu jest siła, radość i trud, które włożyli w tę wspinaczkę
– mówiła wzruszona aktorka. I opo
wiadała, że marzy już o kolejnych po
dobnych ekspedycjach, być może
z udziałem niepełnosprawnych z in
nych krajów Europy.
marta mazuś Załączniki do tekstu: | |